Dzis pierwszy dzień zwiedzania okolic Chiang Mai . Jedziemy minivanem i mamy międzynarodową ekipę . 2 osoby z Chin, jeden Holender, japonka, dwoje izraelskich Rosjan. ( dziewczyna jechała z nami w minivanie a jej chłopak za nami na skuterze) , i na deser Darek ze swoja żoną z Filipin i ich 9-miesięcznym synem .....Stanisławem. odwiedzamy najpierw swiątynię Wat Phrathat Doi Suthep, miejsce kultu buddyjskiego , w porównaniu do innych świątyń, bardzo ciasna z piekną złotą stupą, do świątyni prowadzi droga 306 schodów (dla leniwych i chorych jest tez kolejka linowa) . nasz przewodnik zalecał ją obejśc 3 razy pomyslec zyczenie itd.... ale my obeszliśmy raz i wypiliśmy ice coffe. od wschodniej strony swiatyni rozciąga sie widok na całe Chiang Mai..... Według legendy biały słoń niosący Szmaragdowego Buddę wszedł na tą górę (1676 m n.p.m ) i zmarł ze zmęczenia. Król Keu Naonew zaczął budować w tym miejscu świątynię. Później, wokół centralnej pagody wzniesiono jeszcze kilkanaście mniejszych obiektow .Nastepna atrakcja to wioska plemienia Hmong... 1658 m n.p.m. (inny klimat - jest chłodniej - jakies 25-30 stopni) generalnie bardzo komercyjna ale ciekawa bo jakimś cudem i na jakimś "prawie" pozostały tu relikty odległej epoki .... rosnące koło domów opium i marihuana:). po powrocie do Chang Mai pożegnaliśmy sie z Darkiemi jego zoną Sarah i synem Stasiem i wpakowaliśmy się w sundsy market w Chiang Mai... zjedlismy dobre noodle z jajkiem i pare innych wynalazków - za jakies marne pieniądze..... bo jest tu o wiele taniej niż w Bangkoku....
spora porcja egg's noodles na dwie osoby 3PLN :) . Jest tu bardzo spokojnie pomimo gwaru i masy ludzi na targu jest bardzo cicho i spokojnie .... nawet tuk-tukowcy jacyś tacy mnie agresywni :)