Dziś mamy następny dzień w Singapurze i obowiązkowe atrakcje – Wyspa Santosa , China Town i słynne singapurskie zoo. Na Santose można dostać się na 3 sposoby (najpierw dojechać do Stacji : Harbour Front) – z buta (mostem) – 1$, koleją magnetyczna – 3$ i kolejką linową 26$ (stacja usytuowana na 16 czy 18 Pietrze pomiędzy Tower1 a Tower 2 , wybraliśmy tą ostatnia opcje bo można jeszcze wjechać nią na pobliskie wzgórze Mount Faber Park , tu jest to słynne snobistyczne miejsce zwane Jewel Box , ale niestety dziś tu nie jemy. Haha. Ze wzgórza można nadal wracać na tym samym bilecie przejeżdżając przez stacje pośrednią, na której wsiadaliśmy, i stamtąd nad portem i nad wielkim statkiem wagonik przewiózł nas już na samą wyspę, na wyspie jest masa atrakcji i myślę ze 2 dni to za mało by wszystkiego doświadczyć. Zrobiliśmy sobie rundę po fajnych parkach i sztucznych plażach i odwiedziliśmy najbardziej na południe wysunięte miejsce kontynentalnej Azji – to znaczy ze tu można przejechać z Polski samochodem lub rowerem . Z wyspy wydostaliśmy się przy pomocy kolejki Sentosa Express – (wyjazd z wyspy darmowy) . Zajechaliśmy potem na China Town zobaczyć co dzieje się w chińskiej części miasta. Może i ma to swój urok , ale zdecydowanie wszystko pod turystów, i ceny z kosmosu – hinduska część jest zdecydowanie tańsza! Na koniec pozostało zoo, jest bardzo ciekawe, wszystko jest tak poukładane ze zwierzęta nie SA oddzielone płotami , siatkami i drutami – wszystko jak na dłoni. Najfajniejsze były biale tygrysy i hipopotamy. Obok zoo jest tez nocne safari – mięliśmy bilet łączony wiec zobaczyliśmy tez to. Tu zwierzątka praktycznie są na wolności , a po parku można się poruszać wagonikami wyposażonymi w przewodnika który opowiada live. Są tez ścieżki piesze , ale byliśmy tak umęczeni ze wybraliśmy wagoniki, odbywają się tu jeszcze jakieś show, ale osobiście ich nie polecam , cos pseudo – nasz polski cyrk , ale w wydaniu humanitarnym dla zwierząt , inne show – jakieś pokazy tańca ognia – tez nic specjalnego. Jeśli chodzi o tą singapurska kulturę na ulicach to śmieci są na chodnikach – ale w bardzo malej ilości. Najlepszy numer jest w metrze i autobusach , kategoryczny zakaz picia i jedzenia czegokolwiek. Kary : jedzenie 500$ , picie 500$ , palenie 1000$ , otwarty ogień – 10 000$ , itd. Itd……. Przez ten porządek dziwnie wyglądają typowo hinduskie i chińskie części miasta, przecież oni słyną z bałaganu a tu musza sprzątać sami po sobie. Jutro lecimy do Kuala Lumpur – tam już dołączy do nas Piotrek. Pozdrawiam RiM i szkoda ze nie udało nam się spotkać. Mam nadzieje ze milo spędziliście czas.